Dla wszystkich tych którym tematyka roślin jest choć trochę bliska, Holandia kojarzy się z jednym – z rozległymi po horyzont polami tulipanów. Równe pasy kwitnących roślin sprawiają wrażenie bajkowego dywanu w intensywnych kolorach.
Patrząc pragmatycznie to po prostu pola produkcyjne firm handlujących cebulkami kwiatowymi. Na polach uprawnych znajdziemy niezliczoną ilość odmian tulipanów czy innych cebulowych roślin ozdobnych – nie może ich zabraknąć – przecież są symbolem rozpoznawanym na całym świecie.
A co z roślinami w zatłoczonym Amsterdamie? Czy wśród wąskich uliczek miasta które nigdy nie śpi da się odnaleźć element przyrody? Zadanie to wydało mi się o tyle trudne co niezwykle ciekawe. Żeby nie było tak łatwo za cel swoich poszukiwań wybrałem samo centrum miasta.
Bukszpan ozdobą wejścia
Amsterdam to prawdziwa mieszanka – od wieków, jako miasto portowe było otwarte na nowych przybyszy. Jest doskonałym przykładem jak przeciwności mogą współgrać. Z pozoru zupełnie różne elementy odnajdują się we wspólnej przestrzeni. Chociażby architektura: stare wąskie kamienice sąsiadują z nowoczesnymi budynkami. Najstarszy w mieście kościół jest o krok od dzielnicy grzechu. W Amsterdamie wszystkie te kontrasty ewaluowały od wieków, naturalnym biegiem historii, co sprawia że efekt jest wyjątkowy – nie do uchwycenia nigdzie indziej.
Rabata na chodniku
W Amsterdamie rośliny nie mają łatwo. Sprzyja im jedynie klimat – złagodzony wpływem morza. Podstawowym utrudnieniem działającym na niekorzyść roślin w mieście jest ograniczenie przestrzeni. Wystarczy rzucić okiem na plan Amsterdamu. Ciasne zabudowania, wąskie uliczki i liczne kanały. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla roślin? Właściwie można na to pytanie odpowiedzieć: gdziekolwiek. Tak! Rośliny sprawiają wrażenie poupychanych w wolne miejsca. Zazwyczaj są to malutkie, prostokątne fragmenty wydzielone w chodniku, jakby przytulone do fasad kamienic. Nie dość że efekt jest ciekawie bałaganiarski to w gruncie rzeczy przerywa monotonię wśród prostego układu zabudowań i uliczek.
Bluszcz po sąsiedzku
Co gdyby zapomnieć o ogrodnictwie jak z okładki magazynu „English Garden”? Co gdyby odrzucić niemalże całą czasochłonną pielęgnację roślin, ograniczając się do niezbędnego minimum. Szkliwiona ceramika czy matowa terakota? Możemy zapomnieć o takich pomysłach! W Amsterdamie spotkamy recykling z prawdziwego zdarzenia, chociażby stare, wysłużone blaszane wiadro które na emeryturze służy za donicę dla bukszpanu.
Lawenda i bukszpan
W ogrodach czy na balkonach możemy uprawiać praktycznie co nam się wymarzy – swoim gatunkom zapewnimy warunki jakich potrzebują. Co jednak z roślinami które trafiły na ulicę? Tutaj nie ma miejsca dla wrażliwców. Najczęściej stosowanym gatunkiem w mieście jest bukszpan – doskonale radzi sobie wśród zabudowań. W nasadzeniach często goszczą także żurawki – w warunkach Polski nieco kapryśne co do stanowiska w którym przyszło im rosnąć – w klimacie Amsterdamu odnajdują się doskonale. Większość gatunków jakie spotkałem to rośliny dobrze znane w Polsce. Natrafiłem jednak również na krzew w naszych ogrodach mało popularny. Prusznik (rodzaj Ceanothus), na świecie znany pod ogólną nazwą California liliac. W Polskich ogrodach nie gości zbyt często – ma tendencję do wymarzania.
California lilac czyli prusznik
W bardziej reprezentatywnych miejscach, np. gdzie goście restauracji mogą zjeść posiłek na zewnątrz, podejście do roślin jest już nieco inne. Gatunki są bardziej wyrafinowane, chociażby klon palmowy, ale nadal, ze względu na ograniczenie przestrzeni, najlepszym rozwiązaniem pozostają wąskie pojemniki. Amsterdam jest poprzecinany gęstą siecią kanałów. Jak połączyć ogrodnictwo i kanały? Odpowiedzią są barki mieszkalne z urządzonym ogrodem na dachu – pływający ogród na wodzie.
Pływający ogród
Coraz częściej w Polsce mówi się o potrzebie zagospodarowania terenów w mieście w sposób przyjazny dla człowieka. Zieleń w mieście przestała być efektem przypadku. Nastał czas przemyślanych i profesjonalnie realizowanych rozwiązań – wystarczy spojrzeć na zadbane skwery i zieleńce. Również na balkonach i tarasach z roku na rok przybywa zielonych zakątków. Ale co w przypadku miasta takiego jak Amsterdam? Gdzie zwyczajnie nie ma miejsca na takie rozwiązania? Pojawia się inwencja twórcza. Te wszystkie przypadki przez mnie opisane – od zwykłego wiadra aż do barki z ogrodem na dachu – udowadniają że wszędzie tam gdzie na pierwszy rzut oka nie ma możliwości, trzeba szukać nowych, świeżych rozwiązań. Najprzyjemniejsza jest jednak świadomość, że w takiej przestrzeni, każda zielona donica czy roślinny skrawek wypływa z ludzkiej potrzeby otaczania się roślinami na co dzień.
Tekst i zdjęcia: Kamil Grzegorzewski