Mazurski Magiel Florystyczny

09/08/2016

Czarodziejskie miejsce, gospodarze jak z mazurskiej bajki, warsztaty pod okiem poszerzającej „Kwitnące Horyzonty” osoby. Urokliwe krajobrazy i floryści z różnych stron Polski – wakacyjne spotkanie otwierające florystyczne umysły i serca – “mazurski magiel florystyczny”.

Jechałam na Mazury w nieznane. Zaproszenie do Szczerzbowa od Joli Darskiej przyszło w szczególnym dla mnie momencie, dlatego nie wahałam się ani chwili. I choć Joli osobiście nie znałam, choć oglądałam jak dotąd tylko jej prace – przeczuwałam, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

2Jola Darska, foto: Marcin Chruściel

Na Mazurach czekała na mnie piękna florystyczna przygoda. Pozwoliła mi na nowo rozkochać się w mojej pracy, otworzyć oczy na świat roślin, dowiedzieć się nieco o sobie samej i spotkać ludzi, z którymi dane mi było tworzyć, czerpiąc radość i inspirację ze wspólnego przebywania, wymiany myśli i odmiennego spojrzenia na florystykę.

Magia miejsca, malownicze krajobrazy po horyzont, cisza i spokój, słońce i beztroska wakacji sprawiły, że chciało się tworzyć, chciało się żyć.

Monika Bębenek prowadząca nasze seminarium ujęła mnie swoją szczerą chęcią dotarcia do nas. Byłam zaskoczona czując, że Monice naprawdę zależy, byśmy przekraczali własne granice, byśmy uświadomili sobie, że bariery dla własnej kreatywności stwarzamy sami w swoich głowach. Monika potrafiła wyzwolić w nas niemal pierwotną radość tworzenia, wynikającą z namacalnego, bezpośredniego obcowania z pięknem przyrody. Była przy tym niezwykle taktowna i profesjonalna, zwłaszcza podczas wspólnego omawiania wykonanych przez nas prac, co było stałym punktem w codziennym harmonogramie.

Zanim jednak zaczęliśmy tworzyć Jola Darska zapoznała nas ze swoim siedliskiem, a w sposób szczególny ze swoim ogrodem. Okazał się on (podobnie jak pobliskie lasy i łąki) niewyczerpanym źródłem materiału florystycznego. Dalie, słoneczniki, lawendy, pachnący groszek, mikołajki, nagietki, sedum, jeżówki, kopry, kosmosy, jabłonie, śliwy, lny, czarnuszki, krzewy, byliny – bogactwo roślin przyprawiające o kwiatowy zawrót głowy, a w tym wszystkim postmodernizm, biomorfizm i my.

3

Pierwsza praca: biomorficzny obiekt w przestrzeni, zmusiła mnie do zupełnie nowego spojrzenia na pojedynczą roślinę, objawiła przede mną prostą prawdę, że kwiat jest cudownym, doskonałym obiektem stworzenia, a mnie jako twórcy, wystarczy czasem próba oddania tej doskonałości w moich pracach, by powiedzieć we florystyce coś nowego. Że nie łatwa to jednak droga, przekonałam się pracując nad uchwyceniem piękna czarnuszki.

Praca druga była za to ogromną przyjemnością. Tkactwo z różnorodnego materiału roślinnego pokazało jak różnie potrafimy patrzeć na florystyczne zadania. Zdziwiło mnie, ze każda z nas, Ewa, Edyta, Kasia, Jola i ja, stworzyłyśmy zupełnie różne roślinne opowieści, w których była zarówno prawda o mazurskim krajobrazie, o jolinym siedlisku jaki i, a może przede wszystkim, o nas samych. Od awangardy, poprzez rolnicze skojarzenia, dekoracyjną funkcję florystyki, aż do ludowych konotacji – każda z nas zupełnie inaczej zinterpretowała temat. Najpiękniejsze było zaś to, że omawiając je wraz z Moniką, uczyłyśmy się szukać piękna w odmienności, patrzeć pozytywnie na różnice, dostrzegać swoją inność w podejściu do florystyki jako inspirującą, zachwycającą i bezwzględnie potrzebną. Pracę z tak twórczymi, przemawiającymi własnym florystycznym językiem, a przy tym przesympatycznymi osobami, i mnie, dość zachowawczą osobę, otworzyły na eksperymenty. Dziewczyny, bardzo Wam za to dziękuję! A Monice dziękuję za to, że pozwoliła mi spokojnie dojrzewać do zmiany, kierując moje nastroje w odpowiednią stronę. To dzięki niej po ukończeniu drugiej pracy poczułam w sobie siłę i wiarę, że mogę być w swojej pracy artystą.

4

Bez obaw podeszłam do trzeciego zadania. Lecz i tu spotkała mnie niespodzianka. Po wielu latach pracy w kwiaciarni nieznane oblicze odkryły nagle przede mną kompozycje w naczyniu. Jakże myliłam się sądząc, że w tym temacie wiem wszystko. Fakt, że Monika zaproponowała nam wykorzystanie w kompozycjach roślin przekwitniętych , suchych czy przegniłych zupełnie mnie zaskoczył. I nagle zrozumiałam, że florystyka jest nie tylko opowieścią o pięknie i życiu, lecz także o brzydocie i umieraniu. Taka prosta prawda przyszła do mnie w pięknych okolicznościach przyrody, wśród kolorów i zapachów mazurskiego siedliska, wśród serdecznych ludzi. Czy stanie się drogowskazem w mojej dalszej pracy? Czas pokaże.

A dziś: zostaje wspomnienie tego wyjątkowego, twórczego czasu, zostają w pamięci obrazy gościnnego Szczerzbowa i – co najważniejsze – zdjęcia Marcina Chruściela. Dzięki jemu zawsze będziemy mogli wrócić do tego miejsca, do jego niepowtarzalnej atmosfery (ogromna w tym zasługa Piotra Bębenka i Henia Darskiego, małego Adriana i Frania), do spotkanych tu ludzi i do naszych prac, w których zamknięte zostały niezwykłe emocje. Dziękuję!

5

tekst: Monika Dłużyk Marciniak
zdjęcia: Marcin Chruściel

O autorze

Monika Dłużyk-Marciniak

Kilkanaście lat prowadzę autorską kwiaciarnię-bukieciarnię "Pod żółtą rożą". Florystyczne projekty połączone z możliwością animacji kulturalnej to mój żywioł. Tworzę bloga www.blog.podzoltaroza.pl dzięki któremu łączę dwie pasje: florystykę i pisanie.