a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła
(J 1,5)
Siostry i bracia floryści,
mam za sobą kilkadziesiąt lat pracy przy kwiatach w kościele
tynieckim, zatem ten adres nie powinien Was dziwić. Szedłem trochę inną drogą,
ale tak jak Wy, musiałem się nauczyć rozmawiać z kwiatami.
Nie jestem ogrodnikiem. Tak jak większość z Was, po kwiaty
jeździłem na giełdę i wiem, że najciekawsze projekty nic by nie były warte, gdybyśmy
nie mogli z zakupionych (zatem najpierw wyhodowanych przez innych) kwiatów
zamienić je w kompozycje – ulotne jak kwiat – ale wprowadzające między ludzi
kolor, światło, zapach, nadzieję. W czasie tak trudnym, jak ten, który teraz
przeżywamy, to szczególnie ważne. Blisko nas śmierć tańczy z kosą. Średniowiecze
– dzisiaj? Nie, dzisiaj śmierć tańczy z koroną
ludzkich osiągnięć, mało radosnych, i doświadczamy kruchości własnej
egzystencji, nie mniej dotkliwie, jak ludzie ze Średniowiecza.
Czy mówię o czymś, czego nie znacie? Dobrze wiecie, że nie
jesteśmy samowystarczalni. Pracujemy na styku różnych dziedzin, korzystamy z
dzieł wielu ludzi: kwiaty, naczynia, różne pomoce techniczne. Nie pracujemy
tylko dla siebie, dla własnej przyjemności. Towarzyszymy ludziom w bolesnych i
radosnych chwilach ich życia, próbujemy pomóc im wyrazić ich emocje, nadzieje,
bliskość z innymi.
W tych dniach – dotąd – na giełdzie roiło się od kwiatów,
sprzedających i kupujących, w kościołach
przygotowywano Groby Pańskie, na samą Wielkanoc obfite dekoracje, bo wielkiego
święta byle kwiatkiem się nie zbędzie. Te kwiaty – to dla Pana Boga,
oczywiście, ale nie straciliśmy jeszcze wzroku i czasem przez całą liturgię
skaczemy z kwiatka na kwiatek, nie słuchając, co się dzieje, a jak z kadzielnicy
dymi, to (czysto odruchowo) sprawdzamy nosem, czy jakieś lepsze kadzidło
sypnęli. To nie Pan Bóg ganiał od grobu do grobu, by podziwiać pomysły i
kunszty dekoratorskie. Dla niektórych święconka była nawet ważniejsza niż
popiół na głowie w Popielec, tak ważny, że w chusteczce zabierano go do domu,
by posypać głowy tym, co nie mogli przyjść do kościoła. Ciekawe te rankingi
ważności.
Teraz do poświęcenia pokarmów nawet księdza nie będzie
trzeba, wystarczy, jak głowa rodziny, z całą rodziną zebraną przy stole, stanie
w obecności Boga i odmówi modlitwę na poświęcenie pokarmów. A może dobrze by
było, żeby już tak zostało. Kościół domowy, komunia duchowa – to nie są pomysły
koronawirusa.
Okrutnie nie lubimy zmieniać zwyczajów, przyzwyczajeń, tradycji, które obrosły w różne udziwnienia, aż do czekoladowych zajęcy i czekoladowych jajek. Co symbolizuje jajko kurze – wiem. Czekoladowe może być najwyżej znakiem, że na podobieństwie do symbolu też da się zarobić.
Gubiąc to, co istotne, skupiamy uwagę na ciekawostkach.
Wielu interesuje, jak Jezus wydostał się z całunu. Zwykle odpowiadam, że całun
to mało. Jeśli przeszedł przez zamknięte drzwi Wieczernika, to co tam pajęczyna
z płótna przy solidnym drzewie?
A ilu skupia uwagę na tym, ŻE ZMARTWYCHWSTAŁ? I to nie dla
siebie samego, ale dla nas (por. Dz 3,7).
Ile zgubiliśmy lansując ponoć lepsze rozwiązania,
zamieniając powoli Pierwszą Komunię Świętą dzieci w rewię mody na mini-ślub i
festiwal prezentów? Dzieci temu winne?
Na tak drastyczną rzeczywistość, jaka jest nam dana, mogą
być reakcje zachowawcze. Na przykład, wbrew wszystkiemu, co się dzieje,
zachowujemy się jak kaczka w wodzie i reanimujemy to, co było zawsze (bez
wnikania, kiedy to zawsze się
zaczęło). Inna reakcja, już w inną stronę: próbujemy wykorzystać szansę, by
zmierzyć się z twardym pytaniem, czy próbujemy sami dostrzec w rzeczywistości
głębszy jej wymiar, aby potem go wskazać, a nie usuwać z pola widzenia, czy
ślizgamy się tylko, jak niektóre owady, po powierzchni stawu i to zupełnie nam wystarczy?
Proponuję wrócić do tego, że próbujemy w ludziach, dla
których wykonujemy kompozycje, obudzić najpiękniejsze strony ich
człowieczeństwa, którego sobie sami nie wymyślili, ale zostało im dane,
i poruszyć struny, z których wybrzmi, kim są, skoro Syn Boży dał za nich życie
i otworzył im drogę do Domu Ojca.
Marnujemy codziennie sporo żywności, choć ludzie obok nas
głodują (bieda jest dużo bliżej niż w Indiach). Niektórzy już się obudzili. Co
sprzedali w restauracji, obróciło się w to, co mają w kieszeni. Nie wyrzucają
jednak tego, czego nie sprzedali. Zostawiają w otwartej lodówce. Kto głodny,
może otworzyć i wziąć.
Dwadzieścia procent (jeśli już nie więcej) towaru na
giełdzie – strata. Musi iść na zniszczenie? Sezonowo wymyślamy różne akcje („Bukiet
weź mnie”) – może właśnie jest nowy
sezon na akcje, na których się nie zarobi kasy, ale można podzielić się swoją stratą z serca z innymi, nawet bez
znajomości? A może nie można, bo tak się wszystko liczy, że strata musi już
zostać stratą, bo czasy czyniących dobrze bezinteresownie w bajki mogą pójść,
ale w księgowość nie? Wiecie lepiej ode mnie. Zauważyliśmy gigantyczną pracę
lekarzy, pielęgniarek – i bardzo dobrze. Jeszcze lepiej, że dało się dać im
kwiaty.
Patrzy nam w oczy strach o przyszłość. Czy firma przetrwa? Z czego utrzymam rodzinę? Niektórzy już obmyślają, jak przeżyć to trzęsienie ziemi. Nie będzie już, jak było.
Co się nie zmieni?
Motto z Prologu Ewangelii według świętego Jana pamiętamy z okresu Bożego Narodzenia. Ono wróci w Wielki Piątek, w godzinie agonii Jezusa na krzyżu. W pełni przesłonięta tarcza słońca. Ciemność nic więcej nie może zrobić. A wokół tarczy promienie o takiej sile, że patrzenie na nie bez ochrony grozi utratą wzroku.
W Wielkanoc przesłona z tarczy słońca zniknie. Będziemy w świetle Dnia Nowego, bo ostatnie słowo należy do Boga, który stał się Człowiekiem i jest Słowem Życia.
Odarcie z różnych form, do których przywykliśmy, czasem tak,
że bez nich to nie te święta, jest
potrzebne, jak obumarcie ziarna wrzuconego w ziemię. Z samych osłon, nawet
ozdobnych, nic nie wyrośnie. Ważne jest ziarno. Co więcej – ziarno nie może
zgnić. Ma obumrzeć, zatem pokarm w nim ukryty ma rozwinąć kiełkujące z ziarna
życie, dlatego dopiero kiedy pokarm się wyczerpie, obumrze – wydaje plon.
Oby plonem tego czasu ogołocenia było odkrycie na nowo tego,
co najważniejsze i bez czego świąt nie będzie. Nie będzie ich bez ludzi i bez
Boga. One są możliwe tylko w tej relacji. Oby przyszło za tym czasem
oczyszczenia znalezienie form, które nie przesłaniają, ale niosą nam sens. Oby nasze
człowieczeństwo rosło na podobieństwo do Jezusa Chrystusa, najdoskonalszej
ikony Ojca na ziemi.
Siejcie nadzieję, otwartym sercem i kwiatem. Kwiatem, który
nie musi być dodatkowo upiększony, który – jak lilia z Ewangelii – nie reklamuje
się jako miss łąki, ale wskazuje
Tego, który ją stworzył i o nią się troszczy (takie jest świadectwo Syna, który
zna Ojca). Ta lilia pyta każdego z nas: kim jesteś?
Niech Was Pan odzieje szatą, prostą i piękną – swoją łaską – i pomoże Wam wprowadzać Jego Pokój w świat, chory od niekończących się wojen i zniszczenia, czekający na objawienie się Nowego Życia.
Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych (…) w nadziei, że również i ono będzie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (por. Rz 8, 19-21).
o. Hieronim osb