Pokaz zza kulis

27/02/2013

czyli “Florystyczne Alleluja” w Hurtowni Kwiatów Róża

Jako goście, przychodzimy zaproszeni na pokaz, siadamy wygodnie na krzesełkach i na kilka godzin pozwalamy prowadzącym przenieść nas w świat florystyki artystycznej. Ze sceny średnio co 15 minut schodzi kolejnych kilka prac, które następnie tonie w błysku fleszy. Jest inspirująco, jest ciekawie i ekscytująco. Jednak żeby ta cała machina jaką jest pokaz florystyczny działała tak gładko, intensywne przygotowania muszą ruszyć już dużo wcześniej. Nie inaczej było podczas wyjątkowego pokazu, który odbył się w miniony weekend w katowickiej Hurtowni Róża, podczas którego oprócz znanych już w Polsce mistrzów florystyki – Edyty Zając-Chruściel i Marijusa Gvildysa (Litwa) na scenie wystąpili po raz pierwszy w naszym kraju dwaj mistrzowie florystyki Rosji – Vadim Kazanskiy i Roman Shtengauer.

Kiedy podczas ostatnich zajęć mojej grupy mistrzowskiej w Kwitnących Horyzontach w Opolu dowiedziałam się, że ja i Kamila Sichma (Świętochłowice) będziemy miały możliwość asystowania zagranicznym gościom w tym pokazie, poczułam przypływ adrenaliny – ale bynajmniej nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy, jak wiele tej adrenaliny będę potrzebować, by poradzić sobie z wyzwaniami tego weekendu.

Moja przygoda zaczęła się bardzo prozaicznie, myślę że tak jak dla wielu polskich florystów biorących udział w pokazach, czyli po prostu od… kilkugodzinnej podróży PKP. Ze Śląskiem mam same dobre skojarzenia, mieszka tam połowa mojej rodziny i jako dziecko często spędzałam tam wakacje. Region ten utkwił mi w pamięci jako pełen ludzkiego ciepła i gościnności – i tak właśnie było też w Hurtowni Róża, gdzie zarówno gwiazdy, jak i ich asystenci mogli się poczuć jak serdeczni goście.

Ale wróćmy do przygotowań, które zaczęły się już w sobotę wcześnie rano. Wtedy jeszcze nie wszystko szło tak gładko – po przedstawieniu się uczestników okazało się, że czeka nas zmaganie się z barierą językową. Wyobrażacie sobie frustrację, jaką się czuje, kiedy nawet znajomość 5 języków nie wystarcza – jeśli nie zna się tego w danej sytuacji najbardziej potrzebnego, czyli tu akurat rosyjskiego. Dlatego też początki były trudne – my nie wiedziałyśmy, w czym najlepiej możemy zagranicznym gościom pomóc, a goście nie wiedzieli, czego mogą się od nas i po nas spodziewać. W końcu asystentka może być nie tylko florystyczna, ale i taka od parzenia kawy – o co na szczęście mnie nie poproszono, bo bynajmniej nie jest to moja mocna strona…

Na szczęście tam gdzie jest wola obu stron i do tego wspólna pasja i cel, tam zawsze można się porozumieć. Komunikując się mieszanką języków, z pomocą Marijusa, gestami a nawet i obrazkami, dla mnie i Kamili zaczęło się wicie mat z bazi, decoupage na wazonach i formach ze styropianu, składanie konstrukcji. Jeden dzień na przygotowanie minimum dziesięciu pokazowych prac przez każdego prowadzącego – to lekko przerażające wyzwanie. Zarówno Vadim jak i Roman podeszli do zadania niezwykle ambitnie, planując pokazać skomplikowane, konstrukcyjne prace – i to jedną większą od drugiej. Trzeba w tym miejscu dodać, że gospodarze pokazu zapewnili nam pełny dostep do wszystkich materiałów i kwiatów w swojej hurtowni. Było w czym wybierać. Kiedy na warsztacie pojawił się prawie dwumetrowy snop z derenia i jeszcze dłuższa deska z litego drewna uświadomiłam sobie, że to zadaniem asystentów jest wnosić te konstrukcje na scenę, a następnie gotowe prace odnosić na wystawę – wtedy też skreśliłam ze swoich planów ideę wystąpienia na drugi dzień w szpilkach. To by było po prostu sprzeczne z prawami fizyki…

Przyznam szczerze, że na początku nie obyło się bez lekkiego stresu. Co innego własny pokaz, co innego asystowanie komuś, kogo się dobrze zna – ale bycie jedynym asystentem zagranicznej gwiazdy tego kalibru, to jeszcze inna przysłowiowa para kaloszy. Dodajmy do tego trudności językowe i możecie wyobrazić sobie tą presję – jeśli coś zrobię nie tak, ucierpi nie moją praca, ale polski debiut rosyjskiego mistrza. Jednym z pierwszych moich zadań było wykończenie wełną kryzy do bukietu dla Vadima – kilka zdawkowych słów po niemiecku, krótka demonstracja i zostałam w ręce z torebką kolorowych wełnianych ścinków. Obwiązanie nimi końcówek gałązek to niby prosta sprawa – ale zaraz, a jakie ma być rozłożenie koloru? Grupowanie? Zagęszczenie? Rozrzut? A to był dopiero początek.

Na szczęście pierwsze nerwy szybko minęły i dalsza współpraca potoczyła się już płynnie – wśród żartów, ponagleń i konsultacji. A ostatnie 5 godzin dnia – a właściwie nocy, ponieważ przygotowania mistrzowie zakończyli o 4 rano – upłynęły nam z Kamilą na precyzyjnym wyklejaniu liśćmi przypominającej cebulę misy dla Vadima – zadanie, którego długo jeszcze nie zapomnę.

Dzień pokazu nadszedł zdecydowanie za szybko. Trzeba jeszcze było ustalić kolejność, w której prace będą pojawiać się na scenie – zadaniem asystenta jest w odpowiednim momencie podać na scenę wszystkie elementy konstrukcji, a także przeznaczone do niej kwiaty i narzędzia, i jednocześnie wynieść poprzednią pracę na wystawę. Zadanie które z pewnością ułatwiłoby posiadanie czterech rąk i siostry-bliźniaczki, zwłaszcza że we dwie z Kamilą odpowiedzialne byłyśmy za trzech występujących mistrzów. W tym samym czasie Edycie Zając-Chruściel asystowała Sylwia Bednarek. Nie ma tu miejsca na pomyłki, a do tego trzeba być gotowym zareagować w każdym momencie na nieprzewidziane problemy. Podczas gdy mięśnie pracują przy dźwiganiu, oczy śledzą co się dzieje na scenie, a szare komórki szkolą się w efektywnym crisis management. Jednym słowem – byłam w swoim żywiole!

Myślę, że się udało. Pokaz przebiegł gładko, goście pokazali kilkadziesiąt przepięknych prac, które sympatyczna publiczność – śmiejąca się szczerze z żartów Marijusa – witała oklaskami, a czasami i westchnieniami zachwytu. Dla mnie i Kamili ogromną satysfakcją było też widzieć, jak konstrukcje nad którymi poprzedniego dnia spędziłyśmy tyle czasu, w rękach mistrzów przeradzają się w prawdziwe dzieła sztuki. Współpraca na scenie i za kulisami była już czystą przyjemnością, a problemy komunikacyjne odeszły w niepamięć – z przyjemnością pomagałam Vadimowi w doborze materiału kwiatowego do bukietów czy decydowaniu o kolejności prac.

Podczas pokazu odbyło się również wręczanie oficjalnych dyplomów dla florystów, którzy wzięli udział w tegorocznej akcji ForumKwiatowego.pl dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Imienne dyplomy oraz T-shirty WOŚP wręczane były przez pana Janusza Błaszczyka redaktora Forum. Na scenie obok mnie pojawił się pan Grzegorz Woźniak reprezentujący firmę Victoria, główny sponsor, Monika Bębenek i Magda Birula Białynicka (Kwitnące Horyzonty), które koordynowały pracę florystów w tej akcji, a także florystki Katarzyna Strojny, Iwona Fundała i Jolanta Mroczek.

Potem były już tylko oklaski, gratulacje, podziwianie prac, podziękowania, sesje fotograficzne z gwiazdami, a także mnóstwo serdecznych uścisków na piękny początek nowych znajomości i kontaktów. I aukcja prac, na którą niestety nie zdążyłam, by kupić jeden z dwóch przepięknych bukietów Vadima i cudny wianek Edyty, które miałam na oku.

A na koniec ja i moja wciąż jeszcze wysoka adrenalina ponownie wsiadły do PKP i ruszyły w trasę powrotną do Warszawy… I do następnego pokazu!

O autorze

Agnieszka Zakrzewska

mistrz florystyki, fotograf, reporterka, specjalista ds. komunikacji wizualnej oraz magister stosunków międzynarodowych. Zarówno z pasji, wykształcenia jak i zawodu od ponad dekady związana z fotografią. fotoflorystyka.weebly.com