Magiczne Boże Narodzenie z Hubertem Lamańskim

29/11/2014

Sobotnia walka z czasem na autostradzie zdała się na niewiele. Trasa Kalisz – Katowice, jest dla mnie najbardziej pechową ze wszystkich możliwych. Za każdym razem jakiś radar, zamiast mnie, robi mi selfie, za każdym razem nie docieram na czas. Czy to znak aby coś zmienić?

Kiedy dotarłam na ulicę Jana Kantego Przyzby, powitał mnie uśmiech Huberta. Opadły negatywne emocje zgromadzone podczas jazdy. Kameralne grono, które zobaczyłam, zapowiadało miłe chwile.

Z dużym, bo półtoragodzinnym opóźnieniem zabrałam się do pracy. W międzyczasie poznawałam się z uczestniczkami. Na warsztaty stawiła się cudowna w mojej opinii Marysia, osoba niezwykle ciepła, starsza ode mnie, łagodna, znająca siebie i swoje nawyki. Na co dzień zajmuje się scrapbookingiem. Pamiętam jak zastrzeliła nas wypowiedzią na temat własnych przyzwyczajeń a my wybuchliśmy śmiechem. Szalenie lubię, kiedy ktoś umie zachować do siebie dystans, jest to bardzo cenne.  Drugą uczestniczką była Waleria. Delikatna, wrażliwa i cicha mieszkanka Mińska, która kończyła szkołę florystyczną u Nicole. Niewiele mówiła podczas dwudniowych zajęć. Była bardzo skupiona na poprawnym wykonaniu każdej z prac. Widać było, że podstawy wyniesione ze szkoły są solidne. W każdej pojawiającej się wątpliwości, pytała. Ciekawa postać, trochę tajemnicza. Trzecia uczestniczka to Aneta. Spokojna, nie narzucająca się, przemiła. Ma taki fajny zen, zamyśla się i za chwilę wspomina, krótkie historie z życia rodziny, całkiem to miłe. Kiedy opowiadała nam o osiągnięciach swojej ośmioletniej córki, która skacze z trampoliny do basenu, zrobiło mi się trochę przykro, że nie mam już dzieci w podobnym wieku. No cóż, czas nie zwalnia tempa.

W trakcie warsztatów zdążyliśmy wykonać kilka bardzo fajnych prac. Jedna nie doszła do skutku z braku czasu. Czy powodem było nasze gadulstwo. Hubert zaproponował na początek modernistyczna choinkę. Kolejną pracą był nowoczesny wianek, którego istota skupiała się wokół drewnianego klocka. Ciekawy pomysł odejścia od standardów i tradycji. Na koniec pierwszego dnia pracy przewidziana była choinka. Bardzo szybki komercyjny sposób zrobienia czegoś z niczego. Jak to w naszym florystycznym świecie bywa, u każdego jest całe mnóstwo „przydasiów”, pozostałości po grubszych realizacjach, wysuszonych kwiatów. Bazą do wykonania tej szybkiej choinki był wysuszony kwiat protei, stanowiący jej górę. Resztę dopełniała doklejana jagodzina.

ewka1

Drugi dzień pracy rozpoczęliśmy od wicia tradycyjnego wianka. Z niewiadomych przyczyn zabrało nam to sporo czasu. Być może znów rozproszyło nas nasze gadulstwo. Opowieści o rodzinie, różnych komicznych sytuacjach, wiecie sami jak to jest. Im mniejsze grono, tym więcej mamy do powiedzenia. Ale wianki wyszły bardzo fajne. Każda z nas przemyciła w tym wianku spory kawałek siebie, co było widoczne. Moja ręka jak zawsze ciągnęła do naturalnych, do naturalnych. Może by faktycznie coś już zmienić… Zawsze mam kłopot ze złotem, nie darzę sympatią tego koloru we florystyce, chyba nawet pójdę dalej, kiedy powiem, że dla mnie jest to kolor trudny. Nie chodzimy razem pod rękę.

Wykonałyśmy jeszcze choinkę z dartego kartonu. Ja nie zdążyłam niestety jej dokończyć. Jednak przyglądając się pomysłowości innych, uważam, że to kolejny dobry czysto komercyjny pomysł dla kwiaciarni.

Jestem przekonana, że wszystkie propozycje są dobrym pretekstem, aby ukazywać klientom, że można inaczej. Że istnieją rozwiązania poza tradycją, która towarzyszy nam od zawsze. Nie zmienia to faktu, że należy ją odrzucić, zamienić całkowicie. Gusta są różne, a nasza pomysłowość wychodzi im naprzeciw. Często też nie muszą to być rozwiązania bardzo kosztowne. Pieniek, drut techniczny, spray, „przydasie”, drobne elementy roślin. Zawsze coś się znajdzie, zawsze. Pamiętajmy tylko o świecach, bo bez nich nie ma świąt.

Przez  te dwa dni pracowałam z fajnymi kobietami, mocno zaangażowanymi w rodzinę i w to co robią, no nie liczę jedynego rodzynka w naszym teamie, który też jest fajny. Powstały cztery różne wizje bożonarodzeniowych atrybutów. Dziękuję za wspólną pracę Agnieszce Żurek.
Czas wracać do domu. Czterogodzinna podróż dała mi w kość, ale czy to pierwszy raz? Wiem co będę robiła z dziećmi na warsztatach w przyszłym roku, na te które robię za tydzień pomysły już są zrealizowane i czekają na niedzielę, już dziś zapraszam was na relację z tego wydarzenia.

Jak zawsze serdeczności w waszym kierunku i… dziękuję za czas, poświęcony moim emocjom.
Ewa

O autorze