Niedzielny pokaz dekoracji bożonarodzeniowych w Hurtowni Kwiatów Róża zgromadził prawdziwe tłumy, zarówno po stronie widowni, jak i na scenie, na której wystąpiła Małgorzata Niska wraz z absolwentami swej szkoły. Wystąpienie przed ponad 500-osobową publicznością na pewno nie było łatwym przeżyciem, ale trzeba przyznać, że floryści doskonale sobie poradzili! O tym jak to jest być florystą prowadzącym pokaz oraz o innych swoich wrażeniach napisała dla Was jedna z uczestniczek pokazu, pani Dominika Szczepańska.
Bycie florystą to ciężka sprawa. Jest piątek. 7 rano. Listopadowy chłód daje się we znaki i pierwsze o czym myślę to: “dobrze, że wewnątrz będzie cieplej”. Spotykamy się w Hurtowni Kwiatów Róża w 11 osób i po krótkim przywitaniu z panią kierownik robimy rekonesans w dostępnym towarze. Widzę u każdego z nas ten błysk w oczach i wyobrażam sobie jak rodzą się w naszych głowach pomysły na aranżacje. Tyle możliwości, tyle materiału… i co najlepsze nieograniczony budżet. Większość z nas prowadzi swój biznes więc zdajemy sobie sprawę, że taka okazja może się szybko nie powtórzyć. Obeszliśmy już wszystko, zrobiliśmy ze sto zdjęć tego co w naszym mniemaniu wykorzystamy. Mi w oko wpadły kamienne naczynia. Nawet stworzyłam w głowie projekt kompozycji, ale jak potem się okazało nie potrzebnie poświeciłam mu czas bo nie znalazł aprobaty Pani Małgosi.
Przy ciepłej herbacie dowiadujemy się, że robimy prace w czterech stylach: eko, vintage, klasyka i nowoczesność. Kiedy słyszymy, że ma ich być ok. 100 patrzymy się po sobie z miną nie wyrażającą aprobaty. Chyba ktoś tu za bardzo w nas wierzy. Dzielimy się na grupy tak, aby każdy robił to w czym czuje się najlepiej. Zgłaszam się do vintage i wiem że, to będzie dla mnie wyzwanie. Krótkie zapoznanie się z projektami przygotowanymi przez Panią Małgosię i ruszamy na „zakupy”, które wcale nie idą szybko i gładko, bo 11 indywidualistów z artystycznym polotem to mieszanka wybuchowa. Wózki pękają w szwach, a niecierpliwość rośnie, najlepiej chwyciłby człowiek swoje rzeczy i poszedł już robić, a tu trzeba się podporządkować grupie. To chyba nie łatwe dla żadnego z nas.
Cały piątek poświęciliśmy na tworzenie konstrukcji z nobilisu, limonium i wszelkiego rodzaju drewna. Był też 12 członek naszego zespołu – mój mąż. Człowiek, który z florystyką nie ma nic wspólnego oprócz tego, że musi się z nią dzielić swoją własną żoną. Mężowe ręce okazały się bardzo pomocne i stworzyły 12 drewnianych świeczników w stylu Eko. Tak sobie myślę, że każda z nas powinna mieć na zapleczu takiego męża w razie czego.
Kolejny dzień zaczynamy od kończenia konstrukcji. Pani Małgosia obiecuje nam, że najgorsze za nami i teraz zacznie się zabawa. Wykańczanie prac okazuje się bardzo czasochłonne i kiedy wychodzimy z hurtowni o 21:00 wiemy, że aby pokaz mógł się odbyć musimy od samego rana przyspieszyć obroty. Myślę sobie, czy to w ogóle możliwe aby pracować jeszcze szybciej i jeszcze wydajniej?
Dzień pokazu. Jak tylko hurtownia została otwarta wpadamy na zaplecze i z prędkością huraganu kończymy dekoracje. Bycie florystą na pokazie to naprawdę ciężka sprawa.
Zaczęło się. Pani Małgosia wywołana przez prowadzącego wychodzi na scenę, dodając nam przed tym otuchy. Wychodzę jako pierwsza. Stres zżera mnie od środka. To mój pierwszy pokaz, ale przecież tego chciałam… na to czekałam… Czy reszta też to tak przeżywa?
W trakcie pokazu popełniamy kilka błędów, wychodząc z pracami w złej kolejności. Niektóre z nich to totalna improwizacja. Idziemy na żywioł, bo nie było odpowiednio dużo czasu aby wszystko przećwiczyć. Ale udało się. Ponad 500 gości nagradza nas oklaskami. W trakcie licytacji sprzedaje się niemal wszystko, mimo iż jeszcze prawie dwa miesiące do świat. Słyszę opinię, że “ten filc wykorzystany w stylu vintage to super pomysł”, “choinki z limonium są przepiękne”, “nowoczesne prace chłopaków mają mocny charakter”, a “dekoracje w stylu klasycznym podbiły serca oglądających”. Ludzie dziękują za “piękny pokaz i inspiracje do pracy”. Ale wracając do domu czytam też, że “przez dużą ilość ludzi na widowni niektórym bardzo źle się oglądało”, że “w sumie to nic nowego nie pokazaliśmy”, a “kolejki przy kasach ciągnęły się nieznośnie”.
Bycie florystą po pokazie to też ciężka sprawa. Adrenalina powoli opuszcza twoje ciało, a zmęczenie stopniowo je opanowuje. Przydałby się jakiś wolny dzień na regenerację, ale niestety trzeba wrócić do rzeczywistości i własnej kwiaciarni, w której praca nigdy się nie kończy. Ale mimo tego całego stresu, zmęczenia, pokłutych rąk i plam kleju na ubraniach, kocham swoją pracę jeszcze bardziej.
Zdjęcia Marcin Chruściel