Warsztaty florystyczne dla dzieci. Manchester, 17 sierpnia 2014.
To była bardzo pracowita niedziela. Nie tylko dla mnie, ale i dla pięciorga dzieci, które pojawiły się na warsztatach florystycznych. Miejsce może nie było zbyt przyjazne, bo pracowaliśmy w hali magazynowej zaprzyjaźnionej firmy. Właściciel, kiedy usłyszał jakie zajęcia będą się odbywały, zgodził się użyczyć nam kawałek przestrzeni. Nawet pożałował, że nie ma wnucząt, które mógłby do nas przyprowadzić.
Pomysł organizacji takich warsztatów był dla mnie ważny nie tylko ze względu na dzieci. Zrobiłam to także dla siebie, z czystej potrzeby florystycznego działania. Potrzeba ta była na tyle silna, że sama ustaliłam z rodzicami termin spotkania, kupiłam kwiaty, plastikowe doniczki i inne potrzebne akcesoria. Oprócz tego odwiedziłam też kilka zakątków i pobliskich łąk, gdzie uzupełniłam swoje zakupy.
Kameralne grono uczestników, to nie to samo co pięćdziesięcioro pięcioro dzieci, które miałam przyjemność prowadzić dwa lata temu, wraz z moimi cudownymi koleżankami florystykami. Jednak czy mała liczba uczestników ma zniechęcać do zorganizowania takich zajęć? Nie, nie i jeszcze raz nie!
Na warsztatach pracowały ze mną: Wiktoria (12), Hania (6), Szymon (7), Bartosz (4), Gabriel (7). Zaplanowałam cztery prace do wykonania, były to: kompozycja w naczyniu, skrzynia skarbów, organizer na biurko, kolaż roślinny. Całe przedsięwzięcie było organizowane z środków własnych, trzeba było więc działać ekonomicznie i przemyślanie.
O godzinie 12:00 przystąpiliśmy do wykonania pierwszej pracy. Kompozycja w naczyniu z gąbką do roślin żywych. Muszę przyznać, że dwie z wykonanych prac na prawdę mnie zachwyciły. Biorąc pod uwagę fakt, że żadne z dzieci nigdy wcześniej nie brało udziału w podobnych zajęciach, a rozpiętość wiekowa to 4-12 lat. Były to prace Wiktorii oraz Szymona.
Do przygotowania organizera na biurko, wykorzystałam papier do pakowania prezentów oraz stare rolki po ręcznikach papierowych i taśmach klejących. Plastikowe fiolki wcześniej zamówiłam przez internet. Dzieciaki bardzo spontanicznie układały kwiaty w wyznaczonym miejscu. Przy tej pracy, najwięcej radości miały z uzupełnienia fiolek wodą z użyciem tryskawek. Mieliśmy przy tym sporo radości.
Skrzynią skarbów stało się plastikowe pudełko z przykryciem, które dzieci z powodzeniem jeszcze wykorzystają wiele razy. Skarbami były zebrane wcześniej drobne rośliny lub ich elementy. Owoce olchy czarnej, owoce dzikiej róży, owoce śnieguliczki, owoce czarnego bzu, owoce jarzębiny, kwiat hortensji, kwiatostan rozchodnika. Czyż to nie same skarby? Na dodatek ułożone z uwagą i pieczołowitością. Przy tym zadaniu, trochę trudności sprawiła dzieciom praca na niskim poziomie. Musiały mieć na uwadze fakt, że skrzynię należy zamknąć, nic nie może wystawać powyżej rantu. Poradziły sobie i z tym zadaniem.
Na koniec został kolaż roślinny. No i proszę, użycie kleju do roślin żywych, nie było specjalnym zaskoczeniem. Dzieciaki świetnie sobie poradziły z tą techniką. Zaproponowałam użycie dziurkaczy o różnych kształtach. Podczas wykonywania tej pracy, dzieci decydowały jaką historię chcą opowiedzieć. Same wybierały rośliny, same je naklejały na kartkę papieru. Tym mniej zdecydowanym, pomogli rodzice. Powstała preria z końmi, latające wróżki, kwiecista łąka. Wszystkie obrazki zostały oprawione w antyramy.
Największym zaskoczeniem była dla mnie praca Bartusia. Bardzo oszczędna w swojej formie. Na pytanie: “Bartuś, czy chciałbyś jeszcze coś dołożyć do swojego obrazka?” Otrzymałam odpowiedź : “Nie, już wystarczy, te dwa konie mają dużo miejsca do biegania, to przyjaciele.”
Pracowaliśmy około 3 godziny, z bardzo krótkimi przerwami. Po wykonaniu każdej z prac, dzieci chętnie przyłączały się do sprzątania. To był bardzo miły widok. Jednak najfajniejsze co mogłam zaobserwować było to, jak dzieciaki rozkręcały się i były coraz śmielsze.
Bartek, kiedy się z nim witałam, nie chciał się do mnie odezwać, zobaczyliśmy się pierwszy raz. W trakcie warsztatów miał dużo do powiedzenia, a trema minęła mu po pierwszej pracy. Poinformował mnie, że chce zostać piłkarzem, grać w polskiej drużynie, ponieważ chce pomóc Polsce. Ot, pięcioletni patriota!
Szymon, na dzień dobry schował się za mamę. Ogólnie jest bardzo spokojnym dzieckiem i nieśmiałym. Później chętnie pomagał i był bardziej kontaktowy.
Hania, no cóż na co dzień to mały diabełek, który wszystkich domowników ustawia po kątach. Ma dużo do powiedzenia i zadaje dużo pytań, wszystko chce mieć i wszystko jej się podoba. Na warsztatach była grzeczna, niezdecydowana, starszą siostrę wciąż pytała czy tak może „to” włożyć i czy jej pomoże. Była spokojna i skupiona. Jak nie to dziecko.
Wiktoria. Och, co za dziewczynka! Rozważna, myśląca, uważna, pomocna, zorganizowana. Słodka, spokojna dwunastolatka, ambitna, która ma głowę na karku.
Gabi. Pełen nieposkromionej energii. Ciągle coś musi robić. W przyszłości widzę go jak uprawia z pasją le parkour i podrywa najfajniejsze dziewczyny w mieście. Na swojej młodziutkiej buzi ma taki filmowy grymas i lekko mruży oko, daje mu to niezwykle uwodzicielski look. Nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Może ich było mało dzisiaj, ale za to jakie skarby !!!
Dla takich skarbów, warto zarwać swój wypoczynek, dla takich skarbów, warto chodzić z miejsca na miejsce i zbierać kolejne rośliny.
Nie obyło się bez pracy domowej. Każde z nich otrzymało odnóżkę zroślichy (syngoniu) do domu. Muszą poczekać, aż wypuści korzenie, następnie ją zasadzić. Kochać, podlewać, doglądać.
Na koniec naszego spotkania dzieciom wręczyłam dyplomy.
Ogromną pomoc, za którą pragnę podziękować, otrzymałam od dwóch pięknych, młodych dam: Justyny i Evy. Dziewczyny w sprawny sposób zajęły się uwiecznieniem naszego wydarzenia na zdjęciach. Eva jest także autorką projektu dyplomów.
Dziękuję wszystkim osobom tworzącym dzisiejszy klimat. Tym całkiem małym oraz tym dużym, którzy spędzili z nami wspólnie czas.
Pozdrawiam,
Ewa