Ostatnio jeżdżąc samochodem łapię się na tym, że tak naprawdę z całej drogi interesują mnie pobocza, a właściwie to co na nich rośnie. Hmmm… w pewnym momencie pomyślałam sobie, że to trochę niebezpieczne i to nie tylko dla mnie, ale dla innych kierowców. Nie mogę się jednak opanować, lato jest wspaniałym czasem dla florystów, a to co dają nam łąki, pola, przydrożne rowy, zalesione zakątki to skarbnica kolorów, kształtów, form. Niezliczone źródła inspiracji, które pobudzają każdą cząstkę mojej wyobraźni. Czuję od dawna wzmożoną chęć posiadania takiego materiału i pracy z nim, dlatego też ostatnimi czasy często go zbieram. Zapamiętuję miejsca, w których rosną w największych skupiskach, gdzie dosłownie się wchodzi i “kosi”.
Żółtymi kolorami niesamowicie nęci nawłoć (Solidago) i już powoli przekwitający wrotycz (Tanacetum), pięknie ciemne pióropusze trzciny pospolitej (Phragmites) falują pod wpływem powiewu wiatru, białe baldachy krwawników (Achillea) dosłownie błyszczą odbijając promienie słońca, fioletowo-różowa wierzbówka (Chamerion) już ma tylko same białe puszki na końcówkach, ale za to marchew zwyczajna (Daucus carota L) wspaniale prezentuje swoje zwinięte koszyczki, szczaw (Rumex L) dumnie pokazuje groniaste kwiatostany w odcieniach żółci, zieleni, bordo…
Ach bogactwo, na które warto zwrócić uwagę, zachwycić się, przez chwilę się zatrzymać, po prostu zerwać i znieść do domu. Zapach pozwoli nam zapomnieć o troskach życia codziennego. Zabierze nas do babcinych domów, gdzie pachniało rosołem z warzywami z przydomowego ogródka, słońce wkradało się do kuchni gdzie tętniło rodzinne życie i każdy miał jakieś ważne zadanie do zrobienia, a dzieci kręciły się miedzy nogami starszych wymyślając wakacyjne zabawy…
A pamiętacie zapach liści pelargonii (Pelargonium) która stała na parapecie w ceglanej doniczce z podstawką… niepowtarzalne!!!