Od kilku lat zdjęcia cyfrowe stały się praktycznie nieodłączną częścią naszego florystycznego biznesu i jest to moim zdaniem trend jak najbardziej pozytywny. Ale jak zwykle w przypadku zmian i nowych rozwiązań, zanim przyjmą się one na rynku i zaczną prawidłowo funkcjonować, po drodze czeka na nas nieco pułapek i frustracji.
Wielu z nas już na co dzień publikuje fotografie swoich prac florystycznych na stronach www, na blogach, forach, serwisach społecznościach, w grupach – z których najpopularniejszą platformą jest obecnie Facebook. Przynosi to wiele korzyści marketingowych i sprzedażowych, podnosi naszą rozpoznawalność na rynku, pozwala na wymianę pomysłów i opinii z kolegami i koleżankami po fachu. Ale jednocześnie musimy pamiętać o czyhających tu niebezpieczeństwach.
Internet jest miejscem publicznym globalnie – już w kilka minut po opublikowaniu zdjęcia naszej najnowszej wiązanki ślubnej na Facebook’u może się ono pojawić nie tylko na stronach naszych znajomych, ale i na setkach czy nawet tysiącach ekranów komputerów w najróżniejszych zakątkach świata, ekranach należących do ludzi, których nie znamy. A ludzie, wiadomo, czy za przysłowiową miedzą, czy po przeciwnej stronie kontynentu, są różni – i różnie mogą podchodzić do kwestii wykorzystania cudzych zdjęć w Internecie.
Facebook’owe udostępnianie, czyli bardzo szara strefa
Facebook oferuje nam opcję udostępnienia zdjęć naszych znajomych – korzystając z niej, zdjęcie zawsze pojawi się z informacją o jego autorze i linkiem do jego strony
Facebook jest platformą, która rządzi się swoimi prawami – ale moim zdaniem nie oznacza to wcale, że powinniśmy nagle zacząć tu ignorować podstawowe zasady etyki czy po prostu ludzkiej przyzwoitości.
Facebook pozwala nam na „Udostępnienie” zdjęć innych osób na naszej tablicy czy w grupie, z komentarzem lub bez. I jeśli udostępniamy zdjęcia innych z wykorzystaniem tej funkcji, wszyscy je oglądający będą widzieć, do kogo dane zdjęcie należy. Będą też mogli w łatwy sposób odnaleźć stronę tej osoby (zdjęcie nr 2). Jest to o tyle pozytywne, że w ten sposób więcej osób – a więc potencjalnych klientów – trafi na naszą stronę. Jeśli chcielibyśmy tu być ultra-poprawni z etycznego punktu widzenia, możemy w komentarzu nad udostępnionym zdjęciem dodatkowo wpisać autora pracy. Tak czy inaczej, ta praktyka jest moim zdaniem akceptowalna, a nawet pożyteczna.
Tymczasem absolutnie nieakceptowalne jest dla mnie zapisanie Facebook’owego zdjęcia na dysku, a następnie opublikowanie go na swojej stronie bez odniesienia do strony/nazwiska autora. Szczerze mówiąc, mnie osobiście drażni ta praktyka, nawet jeśli ktoś obok w ten sposób wykorzystanego zdjęcia wstawi moje nazwisko – będzie tu ono mało widoczne, a do tego zachęci oglądających nie do polubienia mojej strony, ale strony osoby, która to zdjęcie skopiowała. W efekcie moja praca – moje zdjęcie – zdobywa punkty na konto kogoś innego.
Niestety, jest to zachowanie szeroko rozpowszechnione, i to nie tylko w Polsce – wiele stron na świecie w ten właśnie sposób zyskuje fanów. Jeśli potrzebujemy więcej zdjęć ze źródeł zewnętrznych do uatrakcyjnienia naszej strony – skorzystajmy np. z darmowych bibliotek zdjęć w Internecie, czy poprośmy autorów o zgodę, w zamian oferując im np. linki na naszej stronie. To, że jest to szara strefa, dla mnie nie oznacza wcale, że każdy może robić co chce bez obaw o konsekwencje – wręcz przeciwnie, oznacza to potrzebę komunikacji i współpracy, by wypracować jakieś wzorce działania, które wszystkich zadowolą, a nikogo nie skrzywdzą. Myśląc długoterminowo – wszyscy byśmy na tym skorzystali.
Podpisane zdjęcie to nasze zdjęcie
Podpisane zdjęcie – zwłaszcza jeśli podpis znajduje się bezpośrednio na sfotografowanej pracy, a nie w rogu kadru – jest o wiele mniej łakomym kąskiem dla nieuczciwych “podkradaczy”
Wspomnianych powyżej praktyk nie da się jednak zwalczyć z dnia na dzień. Co każdy z nas może więc zrobić we własnym zakresie, by poprawić tę sytuację? Z jednej strony ważne jest, byśmy sami postępowali etycznie, nie zasłaniając się argumentami „że wszyscy tak robią” czy niewiedzą. I po drugie – podpisujmy swoje zdjęcia.
Tak, wiem, podpisywanie każdego publikowanego zdjęcia to dodatkowa robota, dodatkowy czas, to potrzeba nauczenia się, jak to zrobić (możecie o tym przeczytać tutaj, w jednym z moich poprzednich artykułów). Ale jeśli publikujemy zdjęcia na Facebooku to prawdopodobieństwo, ze ktoś sobie je „pożyczy” w ten czy inny sposób jest ogromne. Brońmy się więc, nie dawajmy nieuczciwym osobom możliwości wmówienia innym, że dana praca jest ich autorstwa – nasza praca jest naszą pracą – i nawet jeśli ktoś wklei zdjęcie bez linka do naszej strony, to przynajmniej nie będzie mógł usunąć z niego naszego nazwiska. Może nie rozwiązuje to całkowicie problemu, ale chociaż podcina nieco skrzydła nieuczciwym osobom, a nasze prace pójdą w świat pod naszym nazwiskiem.
Do tego gorącego tematu z pewnością jeszcze powrócimy – a tymczasem udostępniajmy, promujmy, fotografujmy – ale szanujmy nawzajem swoją pracę.
Więcej informacji na temat fotografii florystycznej i jej obróbki znajdziecie w mojej książce – serdecznie zapraszam do lektury pozycji „Świat Florystyki. Sztuka układania i fotografowania kwiatów.”