Czy można wyobrazić sobie Święta Bożego Narodzenia bez dekoracji w kościele? Bez Szopki, choinek, migających blaskiem światełek i gorejących czerwienią i wszechobecnych gwiazd betlejemskich?
Jak opisać symbolami prosto z szopy klimat Tajemnicy, która przyciąga do kościoła jeden jedyny raz w roku, a w Polsce gromadzi nas na Wigilijnej wieczerzy?
Co roku staję przed tym dylematem w niewielkiej kaplicy i mam do dyspozycji najbardziej proste środki wyrazu. Bo oddać klimat Bożego Narodzenia to usiąść w szopie i przyjrzeć się surowym deskom, słomie spod żłobu, sięgnąć po swojski materiał i zasmakować w nim.
Widoczne na zdjęciach dekoracje powstały z takim zamysłem, by nie dopowiadać nic do końca, podprowadzić do zamyślenia. Wprowadzić do wnętrza i pokierować uwagę patrzących kontrastem surowości z przepychem jak z dworskiej komnaty. Skoro opowiada się o wydarzeniu w Betlejem to pierwszym znakiem na wejście powinna być gwiazda. Wita szeroko rozłożonymi promieniami, na tle surowej belki i słomianej maty, przyciąga, wręcz nakłania by odczytać dalej jej klucz barw. Bo skoro tak, to gdzie jest wyjaśnienie tego zaproszenia?
Gdy wzrok odnajdzie pierwsze oznaki stajni – drewniane osłony filarów ściągnięte zgrzebna taśmą i dopatrzy się dużych słomianych wianków z bogatą dekoracją z szyszek i bombek to jeszcze nie trafi na Żłóbek. Gdzie on jest? Przed ołtarzem w korycie delikatne kwiaty z bielą tak cichą jak ta noc! Złoto gwiazdy, biel promieni, przebłysk czerwieni prowadzą jednak gdzieś indziej, mimo że te barwy migocą po trochu w elementach dekoracji pierwszego planu. W końcu czerwień przyciąga swoją intensywnością tylko w jednym jedynym elemencie wystroju. Każe się zatrzymać wzrok na wyjątkowej wśród kilku desek z jakich składają się drzwi szopy z podnóżkiem ze słomy. Ich złote okucia wskazują, na to że to Tutaj we fragmencie Ikony Bożego Narodzenia tkwi odpowiedź na tęsknotę za tradycyjną narracją o tym czego do dziś chcemy odkrywać przy żłóbku i do czego co roku, jak do wspomnień z dzieciństwa wracamy.