czyli “Florystyczne Alleluja” w Hurtowni Kwiatów Róża
Jako goście, przychodzimy zaproszeni na pokaz, siadamy wygodnie na krzesełkach i na kilka godzin pozwalamy prowadzącym przenieść nas w świat florystyki artystycznej. Ze sceny średnio co 15 minut schodzi kolejnych kilka prac, które następnie tonie w błysku fleszy. Jest inspirująco, jest ciekawie i ekscytująco. Jednak żeby ta cała machina jaką jest pokaz florystyczny działała tak gładko, intensywne przygotowania muszą ruszyć już dużo wcześniej. Nie inaczej było podczas wyjątkowego pokazu, który odbył się w miniony weekend w katowickiej Hurtowni Róża, podczas którego oprócz znanych już w Polsce mistrzów florystyki Edyty Zając-Chruściel i Marijusa Gvildysa (Litwa) na scenie wystąpili po raz pierwszy w naszym kraju dwaj mistrzowie florystyki Rosji – Vadim Kazanskiy i Roman Shtengauer.
Kiedy podczas ostatnich zajęć mojej grupy mistrzowskiej w Kwitnących Horyzontach w Opolu dowiedziałam się, że ja i Kamila Sichma (Świętochłowice) będziemy miały możliwość asystowania zagranicznym gościom w tym pokazie, poczułam przypływ adrenaliny – ale bynajmniej nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy, jak wiele tej adrenaliny będę potrzebować, by poradzić sobie z wyzwaniami tego weekendu.
Moja przygoda zaczęła się bardzo prozaicznie, myślę że tak jak dla wielu polskich florystów biorących udział w pokazach, czyli po prostu od
kilkugodzinnej podróży PKP. Ze Śląskiem mam same dobre skojarzenia, mieszka tam połowa mojej rodziny i jako dziecko często spędzałam tam wakacje. Region ten utkwił mi w pamięci jako pełen ludzkiego ciepła i gościnności – i tak właśnie było też w Hurtowni Róża, gdzie zarówno gwiazdy, jak i ich asystenci mogli się poczuć jak serdeczni goście.
Ale wróćmy do przygotowań, które zaczęły się już w sobotę wcześnie rano. Wtedy jeszcze nie wszystko szło tak gładko – po przedstawieniu się uczestników okazało się, że czeka nas zmaganie się z barierą językową. Wyobrażacie sobie frustrację, jaką się czuje, kiedy nawet znajomość 5 języków nie wystarcza jeśli nie zna się tego w danej sytuacji najbardziej potrzebnego, czyli tu akurat rosyjskiego. Dlatego też początki były trudne my nie wiedziałyśmy, w czym najlepiej możemy zagranicznym gościom pomóc, a goście nie wiedzieli, czego mogą się od nas i po nas spodziewać. W końcu asystentka może być nie tylko florystyczna, ale i taka od parzenia kawy – o co na szczęście mnie nie poproszono, bo bynajmniej nie jest to moja mocna strona…
Na szczęście tam gdzie jest wola obu stron i do tego wspólna pasja i cel, tam zawsze można się porozumieć. Komunikując się mieszanką języków, z pomocą Marijusa, gestami a nawet i obrazkami, dla mnie i Kamili zaczęło się wicie mat z bazi, decoupage na wazonach i formach ze styropianu, składanie konstrukcji. Jeden dzień na przygotowanie minimum dziesięciu pokazowych prac przez każdego prowadzącego – to lekko przerażające wyzwanie. Zarówno Vadim jak i Roman podeszli do zadania niezwykle ambitnie, planując pokazać skomplikowane, konstrukcyjne prace – i to jedną większą od drugiej. Trzeba w tym miejscu dodać, że gospodarze pokazu zapewnili nam pełny dostep do wszystkich materiałów i kwiatów w swojej hurtowni. Było w czym wybierać. Kiedy na warsztacie pojawił się prawie dwumetrowy snop z derenia i jeszcze dłuższa deska z litego drewna uświadomiłam sobie, że to zadaniem asystentów jest wnosić te konstrukcje na scenę, a następnie gotowe prace odnosić na wystawę – wtedy też skreśliłam ze swoich planów ideę wystąpienia na drugi dzień w szpilkach. To by było po prostu sprzeczne z prawami fizyki…
Przyznam szczerze, że na początku nie obyło się bez lekkiego stresu. Co innego własny pokaz, co innego asystowanie komuś, kogo się dobrze zna ale bycie jedynym asystentem zagranicznej gwiazdy tego kalibru, to jeszcze inna przysłowiowa para kaloszy. Dodajmy do tego trudności językowe i możecie wyobrazić sobie tą presję jeśli coś zrobię nie tak, ucierpi nie moją praca, ale polski debiut rosyjskiego mistrza. Jednym z pierwszych moich zadań było wykończenie wełną kryzy do bukietu dla Vadima kilka zdawkowych słów po niemiecku, krótka demonstracja i zostałam w ręce z torebką kolorowych wełnianych ścinków. Obwiązanie nimi końcówek gałązek to niby prosta sprawa ale zaraz, a jakie ma być rozłożenie koloru? Grupowanie? Zagęszczenie? Rozrzut? A to był dopiero początek.
Na szczęście pierwsze nerwy szybko minęły i dalsza współpraca potoczyła się już płynnie – wśród żartów, ponagleń i konsultacji. A ostatnie 5 godzin dnia a właściwie nocy, ponieważ przygotowania mistrzowie zakończyli o 4 rano – upłynęły nam z Kamilą na precyzyjnym wyklejaniu liśćmi przypominającej cebulę misy dla Vadima – zadanie, którego długo jeszcze nie zapomnę.
Dzień pokazu nadszedł zdecydowanie za szybko. Trzeba jeszcze było ustalić kolejność, w której prace będą pojawiać się na scenie zadaniem asystenta jest w odpowiednim momencie podać na scenę wszystkie elementy konstrukcji, a także przeznaczone do niej kwiaty i narzędzia, i jednocześnie wynieść poprzednią pracę na wystawę. Zadanie które z pewnością ułatwiłoby posiadanie czterech rąk i siostry-bliźniaczki, zwłaszcza że we dwie z Kamilą odpowiedzialne byłyśmy za trzech występujących mistrzów. W tym samym czasie Edycie Zając-Chruściel asystowała Sylwia Bednarek. Nie ma tu miejsca na pomyłki, a do tego trzeba być gotowym zareagować w każdym momencie na nieprzewidziane problemy. Podczas gdy mięśnie pracują przy dźwiganiu, oczy śledzą co się dzieje na scenie, a szare komórki szkolą się w efektywnym crisis management. Jednym słowem – byłam w swoim żywiole!
Myślę, że się udało. Pokaz przebiegł gładko, goście pokazali kilkadziesiąt przepięknych prac, które sympatyczna publiczność – śmiejąca się szczerze z żartów Marijusa – witała oklaskami, a czasami i westchnieniami zachwytu. Dla mnie i Kamili ogromną satysfakcją było też widzieć, jak konstrukcje nad którymi poprzedniego dnia spędziłyśmy tyle czasu, w rękach mistrzów przeradzają się w prawdziwe dzieła sztuki. Współpraca na scenie i za kulisami była już czystą przyjemnością, a problemy komunikacyjne odeszły w niepamięć – z przyjemnością pomagałam Vadimowi w doborze materiału kwiatowego do bukietów czy decydowaniu o kolejności prac.
Podczas pokazu odbyło się również wręczanie oficjalnych dyplomów dla florystów, którzy wzięli udział w tegorocznej akcji ForumKwiatowego.pl dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Imienne dyplomy oraz T-shirty WOŚP wręczane były przez pana Janusza Błaszczyka redaktora Forum. Na scenie obok mnie pojawił się pan Grzegorz Woźniak reprezentujący firmę Victoria, główny sponsor, Monika Bębenek i Magda Birula Białynicka (Kwitnące Horyzonty), które koordynowały pracę florystów w tej akcji, a także florystki Katarzyna Strojny, Iwona Fundała i Jolanta Mroczek.
Potem były już tylko oklaski, gratulacje, podziwianie prac, podziękowania, sesje fotograficzne z gwiazdami, a także mnóstwo serdecznych uścisków na piękny początek nowych znajomości i kontaktów. I aukcja prac, na którą niestety nie zdążyłam, by kupić jeden z dwóch przepięknych bukietów Vadima i cudny wianek Edyty, które miałam na oku.
A na koniec ja i moja wciąż jeszcze wysoka adrenalina ponownie wsiadły do PKP i ruszyły w trasę powrotną do Warszawy… I do następnego pokazu!