19-21 września 2014 odbyły się w Tyńcu kolejne warsztaty tynieckiej ikebany. Tak naprawdę były to cztery warsztaty w jednym. Tłumów nie było (6 osób), ale w małych grupach pracuje się najlepiej, tym bardziej, że w tym wariancie wielkich trudności technicznych nie ma, natomiast uczestnicy zadbali o potrzebne owoce, warzywa i jarzyny, poszerzoną gamę naczyń, wzięli ze sobą własne podłoża do kompozycji, co w sumie dało konieczną różnorodność.
Ciekawe były zmagania uczestników z własnymi przyzwyczajeniami. Skrajny ascetyzm to jeden biegun. Drugi – tendencja do dokładania jeszcze czegoś i jeszcze… Jedni musieli się przełamać, aby jednak coś dodać. Drudzy – by z czegoś zrezygnować (choć takie piękne i kolorowe), ale uzyskać większą wyrazistość kompozycji.
Dużymi niespodziankami (jak zawsze) były sekrety owoców, warzyw i jarzyn, odkrywane przez przekroje.
Najwięcej pracy miał fotograf, który musiał walczyć z kapryśnym oświetleniem w sobotę, gdy kompozycji powstało najwięcej, a przez okna wdzierał się na zmianę ponury mrok albo ostre światło słońca.
Wprowadzając w temat najbardziej ogólnie, ten wariant dotyczy wyłącznie kompozycji budowanych w niskich a szerokich naczyniach (kompozycje pływające) albo na niskich podłożach (płótno, deska, taca, liść) – kompozycje pełzające, z owocami, z warzywami i jarzynami.
Patrzcie uważnie.
Możecie być pewni, że żadne zdjęcie nie da tego, co oglądanie kompozycji w skali 1:1, bo skala rzeczywista robi swoje, poza tym oczom pomaga aktywnie nos.
Kompozycja pływająca, foto: Lech Wdowiak