Niedziela była pełna tajemnic. Wyszliśmy z domu do Zespołu Szkół Medyk w Jaworze, by stamtąd polecieć „na skrzydłach żywota” do Czech. Na długo pozostanie w sercu i w umyśle to co zobaczyliśmy w czeskiej Opavie. Emocje, uczucia przywołały słowa Haliny Aszkenazy – Engelhardt „życie schwytało mnie…” w wierszu pt. „Byłam tam”.
Stare mury kościoła, anioł w centralnej nawie pogubił pióra, a Premysl Hytych i Robert Bartolen podnieśli je z zimnej podłogi. Z troską i szacunkiem wobec niebieskiego bytu ukryli je w naturze. Ta zaś pochwyciła je i ożywiła. I znów anioły stały blisko człowieka. I ile ich tam było, tam – razem z nami, skoro setki ludzi podziwiały pachnące dzieła.
Cztery godziny to za mało by zrozumieć, by pojąć tak wielką sztukę. Gdzie człowiek razem z naturą wzbijają się w powietrze na skrzydłach idei i artyzmu, otulając sypiące się mury.
Starość- bo mury i zmurszałe drewno. Młodość – bo młodzi artyści i rozkwitające rośliny. Lecz to nazywa się życie. Życie, które musnęło nas skrzydłami. Otuliło nimi tak mocno, że ciepło w sercu i na duszy. Ale stopy czerwone od chodzenia po ziemi. I palą one bo deptamy po surowej równinie. Tam, gdzie one powinny być zielone…
I spada znów pióro i chwytamy je w locie, by anioł był tuż obok i niósł nas tam, gdzie pachnie skoszoną trawą, białymi konwaliami, a we włosy wplata nam taszniki pospolite i bawełnę.
Absolwentka Zespołu Szkół „Medyk” w Jaworze
kierunek Florysta
foto: Magdalena Subocz
foto: Magdalena Subocz
foto: Magdalena Subocz
foto: Magdalena Subocz
foto: Magdalena Subocz
foto: Magdalena Subocz